Ten tekst przeczytasz w 3 min.
od siebie słów kilka
7 września 2018 roku rozpoczynamy nasz powrót do Polski po wspaniałej mecie Złombola 2018 na Półwyspie Sithonia. Wczorajszy spokojny wieczór okazał się strzałem w dziesiątkę, bo wstajemy wypoczęci, jemy solidne śniadanie i sprawnie pakujemy naszą babcię. Plan na dziś? Dojechać jak najbliżej Transalpiny, a idealnym celem wydaje się miejscowość Cărbunești, położona u podnóża tej widokowej trasy. Droga Sithonia – Cărbunești wydaje się długa, ale my wiemy, że damy radę.
Ledwie opuszczamy kemping, a spotykamy Daniela i ekipę z Euvica – ludzi, których szukaliśmy przez całe trzy dni na mecie. Po krótkich rozmowach, pamiątkowych zdjęciach i pożegnalnych buziakach ruszamy w trasę około 10:00 rano. Już kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się na pięknym punkcie widokowym. Robimy kolejne zdjęcia, wzdychamy z żalem, że musimy opuszczać te rejony, ale przed nami jeszcze wiele kilometrów.
Niezwykła Bułgarska gościnność
Tankujemy gaz – musimy być czujni, bo brak zasilania benzynowego wymaga od nas szczególnej uwagi. Greckie autostrady nie zachwycają: dziury na pół samochodu, wąskie pasy, na szczęście droga w kierunku granicy jest prawie pusta. W południe wjeżdżamy do Bułgarii, a tam decydujemy się zboczyć z głównej trasy, żeby zobaczyć, jak wygląda życie na bułgarskiej prowincji.
Zjeżdżamy do wsi ГОРНА БРЕЗНИЦА, pełnej kontrastów. Z jednej strony zrujnowane budynki, z drugiej nowe inwestycje za unijne pieniądze. Przygotowując obiad na czymś w rodzaju rynku, podchodzi do nas pani sołtys. Po kilku minutach rozmowy w łamanym rosyjskim przynosi nam jabłka i paczkę popcornu. Taka drobna rzecz, a sprawiła nam ogromną radość. Takie spontaniczne spotkania w ramach naszych wyjazdów, może niezbyt częsta, ale zostawiają dużo niezapomnianych wspomnień,
Droga do Cărbunești
Wracamy na trasę i jedziemy dalej, choć problemy z wypadającym zapłonem utrudniają nam podróż. W końcu Pawełek, zirytowany na maksa, postanawia działać. Na jednym z postojów bierze klucz dziesiątkę i przekręca zapłon, przyspieszając go o 20 stopni. Efekt? Babcia przestaje strzelać z gaźnika, a my możemy jechać spokojniej. To, co zrobił, to niemal magia, ponieważ babcia nie strzela choć jest to zauważalnie słabsza. Mimo wszystko wygodniej lepiej w tą stronę.
Zapada noc, a przed granicą z Rumunią Google Maps postanawia pokazać nam „skróty”. Prowadzi nas przez zupełnie nieoświetloną, dziurawą i krętą lekko górską drogę po której biegają stado bezpańskich psów. Zapewne było uznał że droga tam będzie o 30 m krótsza. Choć jest to doświadczenie godne thrillera, w końcu docieramy do granicy z Rumunią. Tam trafiamy na nadgorliwych celników, którzy dokładnie sprawdzają nasz bagaż, jakby liczyli na odkrycie przemycanych Bułgarek albo całej piwnicy z alkoholem. Do tej pory na granicach celnicy ograniczali się głównie do rzucenia okiem na zawartość bagażnika, ale nigdy nie kazali nam wyciągać bagaży. Z drugiej strony Marcin zawsze wygląda podejrzenie :).
Zmęczeni, ale zdeterminowani, pokonujemy kolejne kilometry, by dotrzeć jak najbliżej Transalpiny. Około 2:30 w nocy znajdujemy parking w okolicy jakiejś cerkwi i wreszcie możemy się położyć. Jesteśmy tak wyczerpani, że nawet tradycyjnego wieczornego piwka zabrakło. Najważniejsze jednak to, że trasa Sithonia – Cărbunești czyli nieco ponad 800 km została w ciągu jednego dnia pokonana. To z kolei oznacza, że jesteśmy o krok od jednego z najpiękniejszych odcinków naszej wyprawy.