Ten tekst przeczytasz w 4 min.
od siebie słów kilka
Piąty dzień Złombola 2014 rozpoczął się od deszczu, co oczywiście nie nastrajało najlepiej. Zasada była jednak jasna: niezależnie od pogody, trzeba jechać dalej. Na dziś cel był oczywisty, czyli trasa Marsylia – Lloret del Mar. Po szybkiej porannej toalecie zaczęliśmy dzień od standardowego problemu – braku jedzenia. Nasze zapasy, w tym te ulubione, czyli mięsne puszeczki, zaczęły się kończyć. A to dopiero piąty dzień! Trzeba było coś z tym zrobić, więc postanowiliśmy znaleźć jakiś market, by uzupełnić zapasy – oczywiście „po taniości”, bo przecież jesteśmy we Francji, gdzie wszystko kosztuje jak złoto.
Francuska kulinarna porażka
W końcu natrafiamy na spory market przy drodze. Pełni nadziei wchodzimy, by znaleźć coś, co napełni nasze żołądki. Po kilku minutach poszukiwań wybór pada na tanią puszkę z narysowaną kaczką – obiecujący widok. Do tego bierzemy klasyczne francuskie bagietki. Plany na doskonałe francuskie śniadanie rozbijają się jednak o brutalną rzeczywistość. Po otwarciu puszki naszym oczom ukazuje się… fasola z kością. Na domiar złego smakowało to fatalnie. Może to była jakaś karma dla psów lub kotów :D. A w środku miała być pyszna soczysta kaczka, może z jakimś pysznym sosikiem. Bagietka zyskała więc status naszego głównego posiłku. Reszta wylądowała w koszu, a my, choć rozczarowani, wpakowaliśmy się do Babci i ruszyliśmy dalej.
W stronę Pirenejów
Kilkugodzinna podróż przez Francję mija całkiem spokojnie, aż w oddali zaczynają majaczyć Pireneje. Góry, choć majestatyczne, nie nastręczały nam większych trudności, bo jechaliśmy szeroką doliną. Piękne widoki pozwalały zapomnieć o burczących żołądkach. Przed granicą zatrzymujemy się na szybkie sikanie. Niespodziewanie za nami zatrzymuje się ciężarówka. Ku naszemu zaskoczeniu, kierowca, widząc naszą Skodę Favorit, postanawia z nami pogadać. Jak się okazuje, to Polak! Zdziwiony widokiem takiego wozu w tych rejonach, rzuca krótkie: „Wy to macie nierówno pod sufitem, ale szacun, że tu dojechaliście!”.
Viva La España
Przed samą granicą z Hiszpanią spotyka nas kolejne zaskoczenie – kontrola. Choć jesteśmy w strefie Schengen, hiszpańska policja i wojsko urządzają tam małe „show” z długą bronią i psami. Sprawdzają kilka aut przed nami, ale gdy przychodzi nasza kolej, funkcjonariusze tylko się uśmiechają i machają, każąc jechać dalej. Hiszpania wita nas ciepło, choć z nieoczekiwanym aromatem – woń, która wdziera się do kabiny, przypomina bardziej chlew niż powiew śródziemnomorskiej bryzy. Uznajemy że Hiszpanie mają specyficzne upodobanie co do zapachów :D.
Po drodze zatrzymujemy się w małej miejscowości Bàscara. Całe miasteczko jest ozdobione katalońskimi flagami, co jasno pokazuje, że mieszkańcy niespecjalnie identyfikują się z Hiszpanią. Szybki spacer, kilka zdjęć i wracamy na trasę – bo droga Marsylia – Lloret del Mar wciąż przed nami.
Meta, metunia! 🎉
Około 70 km później naszym oczom ukazuje się upragniony cel. Lloret del Mar wita nas ciepłą, choć pochmurną pogodą. To może i lepiej – w pełnym słońcu byśmy się pewnie uprażeni. Nawigacja, jak to na Złombolu, nie ułatwia sprawy. Kręcimy się po uliczkach, próbując trafić na kemping. W końcu, po kilku błędach i nerwowych korektach trasy, zauważamy znajome widoki – kemping, na którym stoją już inne Złombole. Radość w ekipie jest nie do opisania. „Udało się!” – towarzyszy okrzykom, a samouznanie aż kipi z naszych twarzy. Babcia również sprawiła się świetnie – hamulce, które wcześniej płatały nam figle, tym razem wytrzymały całą trasę Marsylia – Lloret del Mar.
Kempingowe życie
Po zameldowaniu się i wjechaniu na teren kempingu zaczynamy rozpakowywać dobytek. Decydujemy, że dzisiaj nie będziemy się ograniczać – zasłużyliśmy na świętowanie. Wyciągamy zapasy z bagażnika i organizujemy małą ucztę w duchu Złombola. Obok nas rozbijają się kolejne załogi, z których kilka poznaliśmy już wcześniej na trasie.
Wieczór i noc mija na srogiej imprezie i nieograniczonej celebracji. Na razie jednak cieszymy się z osiągnięcia mety. Za nami pięć dni intensywnej podróży i grubo ponad 2000 km – to już coś, a przed nami jeszcze cała masa przygód. Ale to w kolejnych dniach. Dziś jest czas na świętowanie!